czwartek, 25 września 2014

"Co do grosza" Jeffrey Archer

Opis: 
Sowizdrzalska powieść o przygodach czterech przyzwoitych młodych ludzi, którzy próbują odzyskać wydarty im przez oszusta milion dolarów. Jest to pierwsza książka tego pisarza. Autor oparł się na własnym doświadczeniu, a pisząc łamał ołówki ze złości na własną lekkomyślność. Fatalna inwestycja w akcje oszukańczej firmy kanadyjskiej wtrąciła Archera w długi sięgające pół miliona funtów i zrujnowała jego świetnie zapowiadającą się karierę polityczną. Archer zapragnął wziąć literacki odwet na oszustach i w ten sposób narodził się wielki bestseller, autor natomiast stał się jednym z najpoczytniejszych pisarzy świata.


Opinia: 
Na początku książka definitywnie mi się nie podobała, ale kiedy dochodziłam do ostatniej strony zrobiło mi się smutno.
Przez połowę powieści nie mogłam się wciągnąć w historię pana Archer'a. Trochę nudziła, trochę zniechęcały mnie niezrozumiałe,  fachowe określenia biznesowe i bankowe. Ale kiedy akcja nieśpiesznie się rozkręcała wreszcie obudziła się moja ciekawość. Z czasem ilość wspomnianych wcześniej pojęć zmalała, przywiązałam się do głównych bohaterów oraz spodobał mi się sposób narracji.
Cieszę się, że spotkałam się z powieścią o tym jak oszukać oszustów.

"Szukając Alaski" John Green

Opis:
Porównywany z przełomowym "Buszującym w zbożu" J.D. Salingera literacki debiut Johna Greena to powieść o myślących i wrażliwych młodych ludziach. Zbuntowanych, szukających intensywnych wrażeń i odpowiedzi na najważniejsze pytania: o miłość, która wywraca świat do góry nogami, o przyjaźń, której doświadcza się na całe życie.
Niezapomniana opowieść o odkrywającym życie Milesie zakochanym w szalonej, zbuntowanej Alasce, dzięki której odnalazł Wielkie Być Może – czyli najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości.

Opinia:
Jest to książką, która mocno mnie zaskoczyła. Było to moje pierwsze spotkanie z panem Greenem i jestem odrobinę zawiedziona. Spodziewałam się czegoś całkowicie innego. Czekałam na więcej akcji, większej intrygi. Może jakieś zagadki? Niestety, nie dostałam nic z tych rzeczy. Ale zamiast tego było dużo ciekawych i humorystycznych dialogów, mnóstwo życiowych sytuacji oraz wile różnych poglądów i pomysłów na życie młodych ludzi. Nie żałuje swojej przygody z tą książką, choć może nie wzbudziła we mnie wielu emocji, bardzo dobrze i szybko się ją czytało.

"Myślenie pytaniami. Zmień swoje pytania a zmienisz siebie" Marilee Adams


Opis:
Dowiedz się, w jaki sposób odpowiednie pytania mogą przeobrazić twoje życie Wszyscy codziennie zadajemy sobie pytania ? od ?W co mam się ubrać?? do ?Co powinnam zrobić ze swoim życiem??. Marilee Adams dowodzi, że rodzaj zadawanych pytań może mieć przemożny wpływ na szacunek do samego siebie, stosunki z ludźmi oraz karierę. Wprowadza pojęcie ?Myślenie Pytaniami? (QuestionThinking, QT), łatwy do stosowania system służący do zmieniania sposobu myślenia, działania oraz osiąganych wyników.
Marilee uświadamia nam, jak za pomocą pytań możemy kontrolować swoje myśli. Bo oto możemy świadomie wpływać na przyszłość, obmyślając takie pytania, które najskuteczniej doprowadzą do celu. Na tym właśnie zasadza się znakomity coaching. Podobnie działają wielcy przywódcy, którzy otwierają przed nami wizje przyszłości.
Książka doskonali umiejętność słuchania bez wydawania sądów oraz umiejętność dziękowania za sugestie. Marilee Adams nazwałaby to słuchaniem uczącego się. Są to umiejętności bezcenne dla wszystkich coachów, liderów i menedżerów.


Opinia:
Ciekawa, nawet bardzo. Opowieść o Benie, dzięki której możemy zrozumieć na czym polega samo "Myślenie pytaniami". Na końcu książki znajdziemy poręczny zestaw ćwiczeń dla każdego. Warto zmienić swoje życie, a przynajmniej spojrzeć na nie inaczej za pomocą zadawania odpowiednich pytań.
Polecam! :)

czwartek, 1 maja 2014

"Dallas '63" Stephen King


Prószyński Media
Data premiery: 08.11.2011 

22 listopada 1963 roku to dzień, w którym Dallas usłyszało trzy strzały, które zabiły prezydenta Kennedy’ego i zmieniły świat. A gdyby tak można było temu zapobiec?
Jake Epping to trzydziestopięcioletni nauczyciel angielskiego w Lisbon Falls w stanie Maine, który dorabia, prowadząc kursy przygotowawcze do matury zaocznej. Od jednego ze swoich uczniów, Harry’ego Dunninga, dostaje wypracowanie – makabryczną, wstrząsającą opowieść w pierwszej osobie o tym, jak pewnej nocy przed pięćdziesięciu laty ojciec Harry’ego zatłukł na śmierć jego matkę, siostrę i brata. Od tego wszystko się zaczyna…

Wkrótce potem przyjaciel Jake’a, Al, właściciel lokalnego baru, zdradza mu tajemnicę: jego spiżarnia jest portalem do roku 1958. Powierza Jake’owi szaloną – i, co jeszcze bardziej szalone, wykonalną – misję ocalenia Kennedy’ego. Tak oto Jake zaczyna swoje nowe życie jako George Amberson, życie w świecie Elvisa i JFK, amerykańskich krążowników szos i wczesnego rock and rolla, gniewnego samotnika nazwiskiem Lee Harvey Oswalda i Sadie Dunhill, pięknej szkolnej bibliotekarki, która zostaje miłością życia Jake’a – życia wbrew wszelkim normalnym regułom czasu.

„Dallas ’63” to hołd złożony prostszym czasom i poruszająca opowieść pełna gwałtownie narastającego suspensu, to Stephen King w swoim najlepszym epickim wydaniu.



Czy szanujący się mol książkowy mógł nie usłyszeć o wielkim królu horrorów? Myślę, że to nie możliwe. Okrzyknięto nim  Stephena Kinga już jakiś czas temu.  Więc, kiedy tylko nadszedł czas na coś odmiennego zdecydowałam się na spotkanie ze sławnym dziełem tego autora-  z "Lśnieniem". Była to całkowita porażka. Książka ani na chwilę mnie nie wciągnęła, dlatego postanowiłam się nie męczyć i odłożyłam ją z powrotem na półkę. Nic chyba dziwnego w tym, że gdy przeczytałam opis innej powieści Kinga, bałam się kolejnego niepowodzenia. Ale, ale... tu niespodzianka po przeczytaniu "Dallas 63" mogę śmiało powiedzieć o swoim zadowoleniu. Dlaczego? Zaraz się przekonacie.

"... głupota jest jedną z dwóch rzeczy, które najlepiej widzimy z perspektywy czasu. Drugą są stracone okazje."

Przybliżając fabułę, która swoją drogą jest dość zawiła, opowiem o pewnym nauczycielu Jacku. Nauczyciel jak każdy inny, można by powiedzieć niczym nie wyróżniający się. Ale pewnego czerwcowego popołudnia dowiaduje się on o czymś, co na zawsze zmieni jego życie. Niczego się nie spodziewając, Jack jedzie w odwiedziny do swojego znajomego kucharza Ala, u którego stołuje się już od długiego czasu. Na miejscu okazuje się, że bar, prowadzony przez starego znajomego, cieszący się złą sławą jest jedną wielką machiną do przeszłości. Nasz nauczyciel dostaje zadanie, praktycznie nie do wykonania, zadanie które ma stać się celem jego życia, mianowicie uratować prezydenta Kennedy'ego. Zaczyna się walka o przetrwanie, szczęście, bezpieczeństwo, a nawet miłość. 

"Czasem mężczyzna i kobieta docierają na rozdroże i tam już zostają, nie chcą wybrać żadnej z dróg, świadomi, że błędna decyzja będzie oznaczać koniec... i że tyle jest rzeczy wartych uratowania."

 Wspaniale, wspaniale lecz jest jedno ale. A mianowicie ogromna ilość stron ( ponad 700). Na przeczytanie tak grubej książki potrzeba dużo motywacji. Mam nadzieję, że nie dziwicie się mojemu strachowi przed tą powieścią bo porwałam się z motyką na słońce. Nie uważam jednak, żeby można było coś pominąć czy skrócić. Niestety, przez to nie obyło się bez momentu, w którym miałam ochotę odłożyć już powieść na bok, i najlepiej o niej zapomnieć. Wiem, że pan King wykonał kawał dobrej roboty, przez co teraz bardziej przychylnie patrzę na jego twórczość. Nie będzie dla żadnego fana tego autora zaskoczeniem, jeśli powiem, iż King popisał się wspaniałym stylem pisarskim i niesamowitymi zwrotami akcji. Nie mówiąc już o niezwykłej, nietuzinkowej fabule. Właśnie to, tak bardzo urzekło mnie w "Dallas 63". Ale co sprawiło, że nadal nie mogę zapomnieć o tym tytule? Choć od odłożenia skończonej opowieści minęło już dobre kilka miesięcy? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że chętnie zajrzę do czegoś w tym stylu, tym bardziej jeśli autorem będzie Stephen King. Więc jeśli czytaliście coś, co moglibyście mi polecić, proszę wspomnieć o tym w komentarzach, będę bardzo wdzięczna.

"Powiedziałem mu, że ma pełne prawo do swojej opinii; opinie są jak odbytnice, każdy ma własną."

A więc podsumowując, polecam. Dodam jeszcze tylko, że nie warto zrażać się do twórczości naszego króla horrorów, nawet jeśli nie przepada się za powieściami grozy. Już nie długo pojawi się recenzja z jeszcze jednej pozycji Kina- "Zielona mila", którą przeczytałam będąc pod wpływem "Dallas...", czy zawiodłam się, czy nie? Zapraszam do przeczytania. 


wtorek, 4 lutego 2014

"7 razy dziś" Lauren Oliver

Wydawnictwo Otwarte
Data premiery: 23.02.2011

Sam Kingston jest ładna, popularna, ma idealnego chłopaka i trzy najlepsze przyjaciółki. Mija kolejny dzień jej wspaniałego życia. Niestety wieczorna impreza przybiera zupełnie nieoczekiwany obrót. Kiedy Sam budzi się następnego dnia, z przerażeniem odkrywa, że znowu jest piątek 12 lutego, jeszcze raz dziś…



Pierwszy raz spotkałam się z panią Oliver  w trylogii "Delirium". Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad przeczytaniem właśnie tego dzieła młodej pisarki, jej debiutu. "7 razy dziś" długo utrzymywał się na pierwszych miejscach "New Jork Timesa", i zaskarbił sobie wielu fanów. Czy mi się podobało? Zapraszam do przeczytania całej recenzji.

"(...) uderza mnie, jak dziwni potrafią być ludzie. Widujesz ich każdego dnia - wydaje ci się, że ich znasz - a potem okazuje się, że nie znasz ich wcale."

Autorka w swojej książce opisuje zdarzenia żywcem z "Dnia Świstaka". Popularna licealistka, Sam Kingston ze wspaniałymi przyjaciółkami, przystojnym chłopakiem i nieskazitelną reputacją nie może doczekać się Dnia Kupidyna, najbardziej lubianego przez wszystkich dnia w roku szkolnym. Wspaniale życie, jakie wiedzie nie pozwoliło się jej przygotować na pewne przyszłe trudności. Po imprezie, na którą dziewczyna jedzie z koleżankami wydarzył się wypadek. Nie oczekiwane zdarzenia sprawiają, że Sam budzi się jeszcze raz w Dniu Kupidyna. Ale jaki w tym wszystkim cel? Czy popularna gwiazdka, nie szanująca ludzi, zmieni swoje zachowanie? Czy doceni swoją kochającą rodzinę, czy raczej tak jak zwykle ucieknie od nich, jak szybko się da? Musicie sami się przekonać czytając tę powieść.

Do sięgnięcia po ten tytuł, skusiło mnie samo nazwisko pisarki. Bo dlaczego nie przekonać się, jak zaczynała autorka tak dobrej, lubianej przeze mnie trylogii? Okazało się niestety, że gdybym jako pierwszą pozycję przeczytała "7 razy..."  Lauren Oliver nie przekonała by mnie w najmniejszym calu do swojej twórczości. 

"Niebo akurat wygląda dokładnie tak samo. Pewnie na tym polega cała tajemnica, kiedy próbuje się wrócić do przeszłości. Trzeba spojrzeć w górę."

Okładka jest piękna, trochę mało adekwatna do treści, ale bardzo mi się podoba. Pomysł na fabułę jest również dobry, jednak jego potencjał nie został wykorzystany, zamiast tego okazał się bardzo spłycony. Akcja toczy się szybko i wartko, dzięki czemu nie można się nudzić. Ale bohaterowie...Nie jestem przekonana. Nie mogłam polubić Sam Kingston, która swoim zachowaniem i bezmyślnością doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Spodziewałam się bardziej rozumniej dziewczyny, a nie samolubnej s*ki.  Choć to,  co mi się podobało, to na pewno zmiana jak zaszła w głównej bohaterce. Zmianę myślenia i postrzegania zaliczam do plusów, których nie ma znowu aż tak dużo. Jedynie lekko zaskakujące zakończenie, usatysfakcjonowało mnie na tyle, żeby nie ocenić tej książki za bardzo krytycznie. Jeszcze słówko o opisach, które bardzo zachwyciły mnie w "Delirium". W tym przypadku nie udało mi się uniknąć porównania, ponieważ po "7 razy dziś" oczekiwałam podobnego zachwytu. Trochę się przeliczyłam, a nawet więcej niż trochę. Opisy, które tu znajdziemy nie sprostały moim wymaganiom, szczególnie dlatego, że prawie ich nie było. Jeśli już takie znalazłam określenie które przyszło mi do głowy to: płytkie. Stało się tak przez styl autorki, pozostawiający wiele do życzenia. Na pewno liczne wulgaryzmy nie dodały uroku powieści. Irytowały mnie także liczne powtórzenia, które widać nawet w poniższym cytacie:

"Nadzieja trzyma przy życiu. Nawet po śmierci jest to jedyna rzecz, która trzyma przy życiu."

Jednym słowem, jest to mało wymagająca lektura, którą czyta się z zawrotną szybkością. Jak na debiut nie jest znowu najgorzej, ale widać wiele zmian, oczywiście na dobre, przy następnej powieści. Polecam tę książkę tym, którzy lubią zawirowania z motywem czasu i nie oczekują za dużo. 

sobota, 1 lutego 2014

"Villette" Charlotte Bronte

MG Wydawnictwo

Dużo mówi się o siostrach Bronte, a chyba najsławniejszą z nich jest Charlotte. Autorka wielu słynnych powieści takich jak choćby "Dziwne losy Jane Eyre", uważane są przez wielu za arcydzieło. Jest to powodem wielu plotek. Słyszałam  nawet, że nie było żadnej rodziny pisarskiej. Wszystkie opowieści, również te podpisane nazwiskiem Anny i Emily, są według owej pogłoski, napisane piórem najstarszej z sióstr- właśnie Charlotte. Nikt teraz nie jest w stanie, w żaden sposób, wyjawić prawdy. Ale ja, postanowiłam sprawdzić czy wyczuwam choćby małą różnicę stylów  autorek. Czy mi się to udało? 
Niestety nie. Tajemnica zatem pozostanie tajemnicą. 

Ale wrócę teraz do książki, na przykładzie której chciałam dokonać małego cudu- "Villette". To powieść o młodej Angielce, Lucy Snow, która postanawia znaleźć swoje miejsce na świecie. W wyniku nie korzystnego dla niej splotu wypadków, zostaje sama i płynie do Francji z zamiarem znalezienia dobrej pracy. Na jej drodze staje wielu ludzi, dzięki którym Lucy udaje się odbić się od dna. Dziewczyna znajduje upragnioną posadę nauczycielki angielskiego na pensji u niekonwencjonalnej Madame Beck. Wydaje jej się, że już nic więcej nie potrzebuje do szczęścia, jednak bardzo się myli. Serce Lucy nie jest tak uśpione jak  tego by chciała, dziwne rzeczy dziejące się na terenie szkoły i wiele innych czynników nie pozwala zaznać spokoju jakiego sobie wymarzyła.

"Mądrzy ludzie mówią, że nierozsądkiem jest uważać jakiegokolwiek człowieka za doskonałość, a co się tyczy lubienia i nielubienia powinnyśmy być życzliwe i przyjacielsko usposobieni do wszystkich, nie ubóstwiać jednak nikogo"

Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś trochę innego. Może więcej akcji, mniej opisów przeżyć wewnętrznych i większa ilość dialogów, zmniejszyły by moje rozczarowanie. Jednak to co najbardziej mnie irytowało, to to że w większości sytuacji główna bohaterka jest jedynie obserwatorką i nie bierze prawie żadnego udziału w "akcji" jeśli już taką znajdziemy. Pani Bronte w swojej książce skupia się raczej na opisywaniu codziennych czynności i zajęć. Z początku te opisy mi nie przeszkadzały, nawet podziwiam autorkę za umiejętność ciekawego opisywania rzeczy oczywistych, ale po zapoznaniu się z dwoma tomami (tak, tak są dwa) codzienności takiej jak np. uczenie się, czytanie książek i rozmowy nie wnoszące nic do fabuły, byłam już tym trochę zmęczona. Choć dzięki tym opisom zapoznałam się bardziej z kulturą i obyczajowością XIX wieku, nie mam zamiaru jeszcze raz przeczytać "Villette". Ale są również plusy. Bo jest to historia, którą miło mi się czytało, a spędzone przy niej wieczory były na pewno inne. Podobały mi się również liczne wtrącenia w języku francuskim, dodały książce smaku i subtelności. 

Podsumowując, nie uważam tej powieści za najlepszą w dorobku Charlotte. Nie zraziłam się tak do końca, i z wielką ochotą zajrzę jeszcze do innych jej książek. 

"Nauczając innych i ucząc się sama, nie miałam wolnego momentu niemal. Było to przyjemne. Czułam, że posuwam się naprzód, że umysł mój nie pleśnieje i nie rdzewieje w gnuśnej bezczynności, ale rozwija swoje władze i wyostrza je nieustannym ćwiczeniom."


piątek, 17 stycznia 2014

"Balladyna" Juliusz Słowacki


Wydawnictwo Zielona Sowa
01.01.2000

Kto to był Juliusz Słowacki? I tu każdy Polak powinien bez zastanowienia wiedzieć, jakiej odpowiedzi trzeba udzielić.
Pan Słowacki to wybitny poeta i wielki dramaturg. Obok Adama Mickiewicza uznawany za największego przedstawiciela doby polskiego romantyzmu. Dzisiaj chciałabym powiedzieć kilka słów o klasyku tego autora, który ostatnio czytałam, czyli o "Balladynie".

Dwie siostry z biednego domu, Balladyna i Alina, mają szanse wyrwać się z ubóstwa. Zaczęła się rywalizacja o rękę Kirkora, naiwnego i szczerego księcia szukającego kochającej żony. Dziewczęta będą miały za zadanie zebrać maliny w pobliskim lesie. Ta, która zbierze najwięcej, jako nagrodę otrzyma nowe życie, przy boku męża, w pięknym zamku. Pojawi się fantastyczna postać ducha Goplany, której działania doprowadzą do niejednej tragedii.

„Już przeszłość zamknięta W grobach... Ja sama panią tajemnicy.”

Kto z nas nie chciałby wyrwać się z ubogiej chaty? Oderwać się od ciężkiej pracy, którą trzeba codziennie wykonywać, tylko z pomocą starej matki i siostry? Każdy z nas dąży do jakiegoś z góry ustalonego przez siebie celu. Ale, czy żeby osiągnąć sukces posuniemy się do przerażających czynów? Taka jest właśnie tytułowa Balladyna. Nieustępliwa, nieugięta, okrutna, fałszywa i ... Dużo można byłoby powiedzieć o jej złych cechach. Ciężej doszukać się tych dobrych. Ale oprócz głównej bohaterki w całej tej tragedii brały też udział inne, może mniej negatywne postaci np. Kirkor, Pustelni, Goplana.
To właśnie bohaterowie, ich charaktery, wyraźne osobowości i ciekawe role jakie odgrywali, najbardziej mnie urzekły. Czytało mi się szybko i przyjemnie. Jest to teraz moja lektura szkolna, więc byłam pewna, że znowu tylko się wynudzę. Byłam jednak bardzo pozytywnie zaskoczona. Nie nudziłam się, i życzyłabym sobie więcej takich lektur obowiązkowych. 

Polecam "Balladynę" ponieważ to historia o głębokim przesłaniu, pouczająca. Opowiada o tym, dokąd może zaprowadzić chęć posiadania nieograniczonej władzy. Autor pokazuje nam, że każdemu prędzej czy później przyjdzie zapłacić za swoje czyny. 

„Na niebie Jest Bóg... zapomnę, że jest, będę żyła, Jakby nie było Boga.” 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Byłem księdzem. Prawdziwe oblicze kościoła katolickiego w Polsce" Roman Kotliński "Jonasz"



"Zakochani w sobie chłopcy łączyli się w pary. Wychodzili razem na wszystkie spacery, odwiedzali się ciągle w swoich pokojach, wykorzystywali każdy moment aby być sam na sam. W seminaryjnym parku, tzw. wirydarzu była alejka zakochanych, gęsto zarośnięta wysokim żywopłotem"

Chyba każdy Polak może powiedzieć, że chociaż raz był w kościele. W kraju katolickim, takim jak nasz, wiara dla wielu ludzi znaczy naprawdę dużo. W dzisiejszych czasach również utworzyło się przeświadczenie, że można "wierzyć, ale nie praktykować".
Ale co jest tego powodem? Czy kiedy widzimy na ulicy księdza, nie zastanawiamy się, co popchnęło go do seminarium? Jak to jest żyć niemalże w samotności, z Bogiem za plecami i Jego słowami jako bronią? Jak, tak naprawdę, wygląda instytucja Kościoła od drugiej strony, od kuchni?
Na te i wiele innych pytań odpowiada książka "Byłem księdzem...".

Kiedy zobaczyłam tę książkę na półce wiedziałam, że jest to tytuł, z którym muszę się zapoznać bliżej. Moją uwagę przyciągnęła głównie okładka. Jest zaskakująca, a nawet kontrowersyjna. Są to słowa opisujące zarówno stronę tytułową, jak i samą zawartość książki. Jestem pewna, że ta książka nie szokuje tak jak jeszcze kilka lat temu, ale jest lekturą obowiązkową dla osób uważających księży za nieomylnych.


"Dziewczęta rozbierano wzrokiem, gwałcono i zniewalano myślami."

"Byłem księdzem..." to intrygująca autobiografia byłego kapłana. Opisuje swoją drogę do sutanny, pełną wiary, ufności i wielkiego rozczarowania. Autor zgrabnie przeprowadza nas przez meandry swojego powołania, pokazując prawdziwe życie w seminarium, pełną dewiacji i obłudy codzienność księdza. Znajdziemy tu prawdziwe oblicze Kościoła takie, jakiego połowa z nas by się nie spodziewała.
Książka napisana ze szczerością, której brakuje wielu kapłanom.


Co prawda, ja nie dowiedziałam się niczego nowego, ale to chyba wynika z mojego osobistego patrzenia na Kościół. Jednak bezpośredni sposób, jakim napisana jest książka sprawia, że czyta się ją szybko i przyjemnie. A nawet oczywiste sprawy, takie jak homoseksualizm wśród księży, jako relacja z pierwszej ręki, jest bardziej zaskakujący. Gorycz tego byłego księdza, sprawiły że kwestie o których już od dawna wiedziałam, na nowo wzbudziły we mnie np. rozżalenie i zniesmaczenie.


"Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są prawdziwe, choć niektórym mogą wydawać się szokujące i niewiarygodne. Moje własne przeżycia i opinie uzupełniam relacjami naocznych świadków oraz ich komentarzami. Wiem jednak, jak długie ręce mają hierarchowie Kościoła. "

A więc co mogę jeszcze dodać? Chyba to, że warto przeczytać "Byłem księdzem...". Książka nie podważa wiary chrześcijańskiej, wręcz przeciwnie. Jest tylko dobrym świadectwem prawdy, rzuca jasne światło na rzeczywistość.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

"Gra anioła" Carlos Ruiz Zafon


Wydawnictwo Muza S. A.
Data premiery: 14.11.2008 

Kiedy następnym razem będziesz chciał uratować jakąś książkę nie ryzykuj życia... Zaprowadzę cię do tajemnego miejsca gdzie książki nigdy nie umierają i nikt nie może ich zniszczyć. Gra anioła - jedna z najbardziej oczekiwanych książek na całym świecie już wkrótce pojawi się po polsku. Poznajmy fascynujący labirynt Carlosa Ruiza Zafona autora Cienia wiatru. Świat Barcelony wraz z jej tajemniczymi zakamarkami i mrocznymi sekretami. Świat zapomnianych książek, cudownych i wyklętych, ich autorów i czytelników, świat wielkich miłości, wielkich rozczarowań i wielkich nadziei.



„Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie.”

Od dawna mam wielką ochotę na następny tytuł Carlosa Ruiza Zafona, więc postanowiłam zacząć nowy rok od tej właśnie książki, czyli od "Gry anioła". Po moim ostatnim spotkaniu z autorem w "Cieniu wiatru" byłam wniebowzięta. Oczywiście, moje oczekiwania co do drugiej powieści, były przez to bardzo wygórowane. Poprzeczkę ustawiłam wysoko i, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i zadowoleniu, pan Zafon przeskoczył ją bez najmniejszego problemu.

Znów znajdujemy się w pięknej i mrocznej Barcelonie XX wieku. Poznajemy pisarza, a właściwie dopiero młodzieńca, który pragnie zostać pisarzem, z początku jego drogi. Będziemy świadkami sukcesów Davida, ale i porażek, doświadczymy jego miłości i przyjaźni. Będziemy odkrywać razem z nim tajemnicę, intrygę i kłamstwa. 
David dostanie zlecenie napisania książki, mającej wstrząsnąć, zawładnąć i w którą ludzie będą wierzyć. Oferta za którą chłopak dostanie dużą fortunę, ale i coś więcej... Czeka go wiele zagadek do rozwiązania, między innymi co kryje się pod postacią wydawcy z Paryża, Andreasa Corelliego.

„...książki mają duszę, duszę tych, którzy je piszą, tych, którzy je czytają i którzy o nich marzą.”

Ahh, jestem zachwycona... Znowu oczarowały mnie słowa pana Zafona, jego historia, styl jakim pisze swoje książki. Jednym małym minusem jest zakończenie, która za bardzo nie przypadło mi do gustu, ale i tak nie ma to za wielkiego wpływu na wrażenie jakie wywarła na mnie ta powieść. Piękne opisy pozwalały poczuć atmosferę ówczesnej Barcelony. Wartka akcja, i wspaniale zbudowana fabuła nie pozwalały się nudzić. Ogromnym plusem są bohaterowie. Prawdziwi, wyraziści, dobrze wykreowani. Po prostu z krwi i kości. Naturalne dialogi, często wprowadzające wiele humoru do tej powieści.
Co mnie zaskoczyło to to, że autor postanowił połączyć te dwie, odrębne historie. Zrobił to dzięki małej księgarni 'Sempre i synowie'. Ci, którzy przeczytali już poprzednią część serii, na pewno wiedzą o co chodzi. 

Wobec tego, nie pozostaje mi nic innego jak polecić książkę pt. "Gra anioła". Jeśli jesteś fanem twórczości pana Carlosa Ruiza Zafona, bez obaw możesz sięgnąć po ten tytuł. Na pewno się nie zawiedziesz. A jeśli to Twoja pierwsza styczność z jego książkami, również serdecznie Ci ją polecam :)
Muszę jednak ostrzec- wciągnie Cię bez reszty!

„Dlaczegóż to im mniej ma ktoś do powiedzenia, z tym większym nadęciem i bardziej zawile to mówi? - zapytał Corelli. - Ludzi chce tym oszukać czy samego siebie?”